Tytuł dzisiejszego posta ma dwa znaczenia. Wróciliśmy już z naszych wojaży, co mnie niestety smuci, a drugie znaczenie to nareszcie powrót do blogowego świata! Wracam do odwiedzania Was, komentowania i z głową pomysłów na nowe posty:-) Ponieważ w głowie i duchy nadal jesteśmy we Francji, nie mogą się dziś pojawić inne zdjęcia...Obiecałam Wam kolejne migawki z Bruggi, ale również kilka akcentów z domu cioci. Tak trudno mi wybrać to co najciekawsze, ale coś się udało:-)
Brugia to miasto zwane belgijską Wenecją, a piękne kamienice i domki usytuowane są nad kanałami. To nasz powrót po kilku latach do tego miasta i ponowne zakochanie się w tym miejscu...
Brugia to również królestwo koronek.
Cieszę się bardzo, że podoba Wam się domek cioci. Ja jestem nim zauroczona:-) Typowa zabudowa północnej Francji to wąskie, ale wysokie domy, z czerwonej cegły. Te schody to mój faworyt, chociaż jak się tu wprowadzili pokryte były kilkoma warstwami farby olejnej ( bordowej i białej). Niedawno udało się odzyskać ich naturalny kolor.
Pokój maturzysty to przede wszystkim pokój miłośnika muzyki. Połączenie całkiem nowoczesnych elementów z dawnymi tworzy według mnie świetną całość:-)
Cały dom wypełniony jest antykami, rodzinnymi pamiątkami wujka, jak choćby ta szafa, a na niej konik Dala, pamiątka po babci Szwedce, podobnie jak fotel.
Biurko to również pamiątka i obok kolejny konik Dala.
Jeszcze jeden kominek, a obok mała komunijna ozdoba domu.
I jeszcze jedno ujęcie:-) Ach te zdobienia sufitów, ścian....
To tyle, mam nadzieję, że wytrwaliście do końca, w następnym poście zapraszam Was na spacer po Lille. A ja teraz idę pobuszować po Waszych blogach:-) Miłego weekendu!