niedziela, 22 grudnia 2013

Świąteczne życzenia

Moi Drodzy!

Pewnie robicie jeszcze ostatnie przedświąteczne zakupy, ubieracie choinkę, krzątacie się w kuchni, ale ja chciałabym zająć Wam chwilkę i złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne!



wtorek, 17 grudnia 2013

Już prawie świątecznie...

Witajcie,

Można powiedzieć, że chyba ogarnęłam sytuację mieszkaniową. Posprzątanie po remoncie zdecydowanie przerosło moje siły, ale na szczęście z pomocą przybyła moja Mama i jakoś dałyśmy radę. Już prawie mogę powiedzieć, że jestem przygotowana i choinka oficjalnie zapoczątkowała u nas świąteczny czas. Niestety ja poległam chorobowo...Zaczęło się od gardła, potem krtań, a teraz zatoki...Ale korzystając z wolnego dnia, próbuję się kurować i piję herbatkę z miodem i cytryną i po prostu regeneruję siły. 

W tym roku, o czym już wielokrotnie pisałam na blogu, rezygnuję z kolorów. Podobnie postąpiłam z dekoracjami świątecznymi i postawiłam na biel:-) Samych dekoracji też jest bardzo mało. To do mnie niepodobne! 


 Choinka tradycyjnie już żywa i również tylko w bieli. Stół zdobi taca z Zara Home oraz postarzane lampioniki.


Jeszcze jakiś czas nie wyobrażałam sobie świąt bez koloru czerwonego. Mam pomysł na jeszcze jedną dekorację i może tam przemycę go troszkę:-)


Z utęsknieniem czekam na świąteczną przerwę, ostatni czas był naprawdę szalony. Jeszcze chyba nigdy nie miałam zaplanowanego dnia co do minuty. Do tego remont i choroba, które mocno dały mi w kość. Muszę koniecznie nadrobić blogowe zaległości, bo mam wielką ochotę zobaczyć jak Wasze świąteczne przygotowania:-)

niedziela, 8 grudnia 2013

Bo ja kocham zimę:-)

Moi Drodzy!

Nie mogłam sobie wymarzyć piękniejszych Mikołajek:-) Co prawda, dzień ten spędzałam w Warszawie i trafiłam w sam środek śnieżnej zamieci, ale mimo to wszystko kocham zimę! To moja ulubiona pora roku, a na grudzień czekam cały rok:-) Nie przeszkadzają mi tłumy w sklepach i ciągle ta sama muzyka, namiętnie słucham Micheal'a Buble, zapalam lampki, zakładam kraciaste piżamy i piję pyszną kawę z cynamonem albo świąteczne herbaty i czekam na święta:-) To taki mój czas!


Remont łazienki zbliża się ku końcowi. Teraz czeka mnie wielkie sprzątanie i nareszcie mam czas, aby myśleć o nadchodzących świętach. Łazienka jest taka jak sobie wymarzyłam, jasna, pastelowa, a zarazem elegancka:-) Brakuje co prawda lustra, lamp, szafki itd...ale już jest pięknie! Postaram się jak najszybciej ją dla Was sfotografować. 

A dziś cieszę się wolnym dniem, właśnie wróciłam z łyżew:-), a poranek należał do mnie i Cerbera:-) 


Obok tego kubka nie mogłam przejść obojętnie:-) 



 Zimowe piżamy to coś co uwielbiam. Szczególnie teraz wybór jest naprawdę ogromny i ja po prostu przepadam w sklepach z bielizną. Ta jest z Etam, ale pięknie są też w Oysho. 




 Zimowe kapcie...
 

i ulubiona herbata -  zestaw idealny:-)


                                                             I jak tu nie kochać zimy:-)

piątek, 29 listopada 2013

Być jak Madame Chic

Chociaż recenzje książek pojawiają się w Literackim Zakątku, to jednak teraz postanowiłam zrobić wyjątek i zaprezentować książkę, której tematyka jak najbardziej pasuje do tego miejsca. Na ogół nie przepadam za poradnikami i nie czytam ich. "Lekcje Madame Chic"  zbierały jednak tak dobre opinie,że postanowiłam przeczytać. O francuskim stylu bycia i życia napisano już wiele:  o eleganckich paryżankach pijących non stop wodę, o ich eleganckim stylu ubierania, o szczupłych sylwetkach. Ponieważ mojej mamy siostra wyszła za mąż za Francuza i mieszka tam dwadzieścia lat, mam możliwość obserwowania francuskiego stylu bycia i ich słynnej elegancji. 


Książkę czytałam w wakacje, kiedy była moja ciocia u mnie i na bieżąco komentowałyśmy co jest prawdą, a co nie...Postanowiłam zebrać dla Was najciekawsze fragmenty wspomnianej pozycji, dodając swój komentarz:-) 

Autorka - Amerykanka Jennifer L. Scott, będąc studentką wyjechała na okres kilku miesięcy do Francji i zamieszkała u rodziny państwa Chic (nazwisko zmienione). Była to rodzina zamożna, o dobrym pochodzeniu, co oczywiście przekładało się na zwyczaje panujące w ich domu. Wspólne śniadania i kolacje (trzy dania) były tradycją, której każdy przestrzegał. Nikt nie jadł w biegu, bowiem był to czas na rozmowę. Nie zdarzało się, żeby nawet ich syn wybiegał z kanapką w domu. To pierwsza zasada, krórą staram się wprowadzić w swoim domu. Oczywiście nie jest to regułą, bo czasem są takie dni, że jest to niemożliwe, jednak staram się, aby wspólne posiłki stały się tradycją.



Francuzi celebrują jedzenie!

I to potwierdziła moja ciocia. Posiłek to okazja do długich rozmów, ale nie plotek! Poza tym jedzą dobrze, zdrowo, często  ze świeżo kupionych produktów. Madame Chic codziennie robiła mniejsze zakupy, unikając w ten sposób dużych marketowych zakupów, podczas których pewnie wydamy trzy razy tyle, bo kolejne alejki kuszą. W naszym domu zakupy robi mój mąż, który dostaje ode mnie konkretną listę. Nigdy nie kupuje nic więcej. Wydajemy przez to naprawdę mniej:-) 

Tajemnica szczupłej sylwetki Francuzek? Proste! One nie podjadają i to naprawdę jest prawda! Dobrze skomponowane posiłki, oparte na zdrowych, wartościowych produktach powodują, że nie ma potrzeby ciągłego biegania do lodówki. Przed ochudzaniem było to moją zmorą, czasem  w ciągu godziny trzy razy zaglądałam do lodówki i zdarzało się, że laska kiełbasy była zjedzona. (bo ja nie do słodyczy mam słabość, ale do kiełbasy właśnie:-) Czasem jeszcze mi się to zdarzy, ale potrafię się kontrolować. 


Autorka przytacza kolejne rady: nie jedz w biegu, ale przede wszystkim pozwól sobie na głód. Zdecydowanie docenimy wtedy dobry posiłek, nie oznacza to jednak, że mamy jeść wykwitnie i bogato. W domu Madame Chic czasem kolacja składała się z dobrze przyrządzonej sałaty z kawałkami wędliny. Ważne, aby w domu mieć takie składniki, które pozwolą nam zawsze coś wymyśleć. Jedzenie podane jest elegancko, bo w zasadzie czemu masz nie korzystać częściej ze swojej ładnej zastawy? 

Moja ciocia potwierdziła, że Francuzi nie jedzą na stojąco. Nigdy nie łączą czynności chodzenia i jedzenia jednocześnie. W Paryżu robią to tylko turyści...Jestem zauroczona ulicznymi kawiarniami na każdej, nawet najmniej przyjemnie wyglądającej ulicy. Ale wyjście do restauracji nie oznacza, że Francuzki rzucają się łapczywie na jedzenie i jedzą trzy razy tyle co w domu. Pozwólcie, że przytoczę tu małą anegdotkę. Podczas naszego wakacyjnego pobytu w Pradze, mieliśmy wykupione w hotelu śniadanie typu szwedzki stół. Oczywiście wybór był ogromny, kiełbasy, pasztety, nawet makaron, dżemy, płatki, owoce, ciasta, nabiał, wszelakie napoje. Ponieważ to był czas mojej diety ograniczyłam się do dosyć skromnego zestawu, ale mój mąż spróbował chyba wszystkiego...Czyli zrobił coś, czego Francuzka by nie zrobiła. Dla niej śniadanie w hotelu nie jest powodem, aby rezygnować ze swoich zwyczajów. Moja ciocia zresztą opowiadała, że kiedy uczestniczyła w przyjęciu, gdzie było mnóstwo ciast, wszystkie Francuzki zjadły po jednym kawałku, a ona spróbowała co najmniej kilku. Identyczna sytuacja opisana jest w książce.



Niech aktywność fizyczna stanie się częścią życia, a nie przykrym obowiązkiem. 

Wybieraj schody zamiast windy, wysiądź przystanek wcześniej i pokonaj go pieszo, robiąc codzienne zakupy zrezygnuj z auta, a ponieważ robisz je cześciej nie są one duże. Sprzątaj energiczniej. Poznaj swoją okolicę. Jeśli nie jesteś typem sportowca, poćwicz chociaż 10 minut dziennie przy energicznej muzyce:-) Jennifer pisze - nie popadaj w lenistwo! Podpisuję się pod tym w 100 %, odkąd ćwiczę mam zdecydowanie większą energię:-) 


Zasada dziesięciu rzeczy.

Autorka wspomina jak pierwszego dnia chciała rozpakować swoje dwie ogromne walizki wypchane ubraniami, a do dyspozycji miała tylko małą szafę. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Madame Chic stosowała zasadę dzisięciu rzeczy, której oczywiście nie należy brać dosłownie, ale głównie chodzi o to, aby w swojej szafie mieć po prostu kilka dobrych gatunkowo rzeczy. Tę zasadę stosuje moja ciocia. Jej szafa z pewnością spodobałyby się Perfekcyjnej Pani Domu. Ma dwa dobre swetry, trzy elegnackie bluzki, jedną porządką torebkę i np. dwie pary spodni. Wszystko dobrej jakości i naprawdę zawsze wygląda świetnie. I o to właśnie chodzi z tą całą Francją Elegancją. Kobiety nie są przestrojone, nie noszą codziennie innego zestawu, ich szafy nie są wypchane tysiącem bluzek. One są po prostu ubrane elegancko, ale i skromnie. 
Jennifer radzi, aby zrobić czystki w swojej szafie ( ja już je zrobiłam) i zostawić naprawdę tylko to, co jest nam potrzebne. Znajdź swój styl!

Podobnie postępuj z makijażem. Dobierz odpowiednie produkty i niech będą one dobrej jakości, a wtedy nie potrzebne będą Ci kolejne lakiery, szminki, tusze i pudry. Pisałam o tym w tym poście

Madame Chic, podobnie jak inne Francuzki dba o swoję cerę. Pij w związku z tym dużo wody, zdrowo się odżywiaj, ogranicz alkohol i kup najlepsze kosmetyki, na jakie Cię stać, a czsem skuś się na wizytę u kosmetyczki.


Kolejna zasada, która bardzo mi się spodobała to zawsze wyglądaj porządnie. Madame Chic i jej mąż zawsze wyglądali porządnie. Najpierw autorka myślała, że w sobotni poranek tak się ubrali z okazji jej przyjazdu. Potem okazało się, że oni po prostu tak już mają:-) Czyste, wyprasowanie spodnie, schludna koszula pana domu, klasyczny, ale skromny styl Pani Chic sprawiał, że zawsze wyglądali świetnie.  Ja nie noszę w domu starych, znoszonych ubrań, podartych kapci, czy wyciągniętych bluz. Autorka radzi, aby nawet w podróży wyglądać dobrze, podobnie jest ze snem. Kiedyś spałam w zwykłych koszulkach, ale odkąd jestem mężatką, zawsze śpię w koszuli nocnej bądź piżamie. 

Mogłabym tak pisać i pisać, bo nie doszłam nawet do połowy książki, a przepełniona jest ona świetnymi radami Jennifer. W kolejnych rozdziałach jest mowa o manierach, zachowaniu w towarzystwie, używaniu pięknego języka, porządku w mieszkaniu, rozwijaniu własnej osobowości. - po prostu o eleganckim życiu. 

Naprawdę polecam "Lekcje Madame Chic" - gwarantuje Wam, że więcej nie zjecie chipsów przed telewizorem w starym, zniszczonym dresie. Bo przecież mamy jedno życie i dlaczego nie uczynić je lepszym i eleganckim?

poniedziałek, 11 listopada 2013

Polski świąteczny poranek po amerykańsku:-)

Dzień dobry:-)

Po pierwsze muszę zwrócić Waszą uwagę na mój nowy banerek, który tradycyjnie zrobiła dla mnie Karolina z bloga Moje Manderlay.To kolaż naszych wspólnych zdjęć, ujęty w taką formę jaka najbardziej mi się podoba! Dziękuję Ci bardzo!

Nie ukrywam,że możliwość zjedzenia śniadania w łóżku zawsze wprawia mnie w dobry nastrój:-) Dziś w końcu nadarzyła się taka okazja, a domowe pancakes to dobry wybór na smaczne rozpoczęcie dnia. Smakują mi bardziej niż typowe naleśniki, a podane z syropem klonowym i truskawkami to już prawdziwe niego w gębie:-) Przepis znalazłam u Liski. 



          Jestem w pełni przygotowana na zimowe poranki, w końcu znalazłam odpowiedni szlafrok:-)



A to ja po przebudzeniu, zanim nałożę na siebie to wszystko co pokazałam w poprzednim, kosmetycznym poście:-)


Miłego dnia Moi Drodzy:-)

poniedziałek, 28 października 2013

Moje must have - kosmetyki kolorowe

Witajcie,

Ostatnio więcej tu tematów kosmetycznych, ale już niedługo zabieram się na fotografowanie kuchni, w końcu! 
Muszę Wam przyznać, że ta zmiana tematyki spowodowała, że mam całkiem nową energię do blogowania. Znowu lubię pisać posty, robić zdjęcia. Nareszcie!
Dziś obiecany post kosmetyczny, ale najpierw parę słów wyjaśnienia. Maluję się od czasów licealnych, nie wyjdę bez makijażu (oczywiście nie mam tu na myśli osiedlowego sklepu czy spaceru z psem). Przez wiele lat dostawałam kosmetyki od mojej cioci mieszkającej we Francji. Dzięki temu zawsze miałam tzw. "kosmetyki z wyższej półki". Potem jednak prosiłam ją o inne prezenty, a temat makijażu zszedł na drugi plan. Teraz jednak powrócił z podwójną siłą:-) W ostatnim czasie zwiedziłam chyba wszystkie perfumerie w Łodzi, przeczytałam wiele stron o tematyce kosmetycznej i po wypróbowaniu niezliczonej ilości próbek skompletowałam swój zestaw. Przede wszystkim jest on dopasowany do mojej cery, która jest sucha, ale też skłonna do wyprysków. Jestem bardzo jasną blondynką, o bladej cerze. Zakupy te rozłożyłam na kilka miesięcy, bowiem zdecydowałam się na kosmetyki niedrogeryjne. Pamiętałam bowiem ich działanie sprzed wielu lat:-) I jeszcze jedno, wszystkie rodzaje kosmetyków mam po jednym egzemplarzu, nie mam trzech różnych podkładów, pięciu tuszy do rzęs. Zawsze kończę jeden, dopiero kupuję następny.


1. Podkład Dauble Wear Light - Estee Lauder
2. Korektor - Helena Rubinstein
3.Bronzer  Laguna - Nars
4.Puder sypki- Sisley
5.Kredka do oczu - Bobbie Brown
6.Cień  - Sisley
7. Pędzel do bronzera - Sephora
8. Pędzel do różu - Sephora


Podkład to dla mnie podstawa makijażu i chyba nad wyborem tego właśnie kosmetyku spędziłam najwięcej czasu. Większość niestety wysusza cerę, albo tworzy efekt maski, a tego nie chciałam. Ten jest lekko kryjący. To młodszy brat słynnego Double Wear. Polecam!

Korektor wybrałam po przeczytaniu opinii na forach, typowałam co prawda w inny, ale tamten był dwa razy droższy. Wybór jak najbardziej słuszny. Zresztą Helena Rubinstein to jedna z moich ulubionych marek.


Puder sypki Sisley dostałam w prezencie. Pięknie rozświetla, a do tego ma bardzo delikatne drobinki, które na buzi wyglądają świetnie!Ja mam kolor najjaśniejszy. Nakładam go pędzel Hakuro 55.


Bronzer firmy NARS marzył mi się o dłuższego czasu. W zasadzie zbiera same świetne opinie, jego kolor pasuje nawet blondynkom. Nie robi placków, wygląda naturalnie. Stosuję go na wieczorne wyjścia. Nakładam go pędzlem z Sephory.


Róż NARS - słynny kolor Orgasm, który podobno pasuje do każdego typu urody. Różowo - brzoskwiniowy kolor z drobinkami  naprawdę na buzi wygląda bardzo świeżo i utrzymuje się cały dzień:-) Do nakładania używam pędzla z Sephory. 


Kredka do oczu Bobie Brown, w kolorze brązowym, a w zasadzie kawowym. Ciężko znaleźć taki odcień dlatego zdecydowałam się ten zakup. Zastrzeżeń żadnych:-) Cień Sisley - wielki plus za trwałość, widać go nawet po 10h:-) I tusz do rzęs - Maybelline Rocket - uważam, że to jeden z lepszych tuszy. Nie skleja, wydłuża i pogrubia, cena również przystępna. Zdecydowanie polecam!


I na koniec lakier do paznokci  Essie - w kolorze waniliowym. 

I to by było na tyle...osobny temat to oczywiście perfumy i kosmetyki pielęgnacyjne, obiecuję, że o tym też napiszę:-)
A tymczasem miłego dnia, ja uciekam do pracy:-) Miłego dnia dla Was:-)

p.s. wczoraj przebiegłam swoje pierwsze 10 km:-)

środa, 23 października 2013

Instagram'owy przegląd ostatnich dni:-)

Obiecałam Wam więcej codziennych i bieżących wydarzeń na blogu, a najlepszą formą okazuje się być Instagram, gdzie publikacja zdjęcia zajmuje chwilkę. Dlatego dziś przygotowałam dla Was mix ostatnich dni:-)


1. Przygotowania postu kosmetycznego, który na Wasze życzenie już wkrótce:-) 
2. Wolny poranek, ale pora do szkoły...
3. Ostatnie chwile w balerinkach...
4.Mój wymarzony zegarek:-)


5. Moja ścieżka biegowa - teraz jesienią to podwójna przyjemność:-) 
6. Spacer Piotrkowską w drodze na angielski
7. Opisany już post wcześniej Glossy Box by Kasia Tusk
8. Podróż powrotna pociągiem z Warszawy, gdzie wybrałam się z krótką wizytą:-)

p.s. dostaję od Was ostatnio wiele maili na temat diety i sportu, postaram się niedługo napisać jak teraz się odżywiam i jakie efekty przyniosła ta zmiana. 

sobota, 19 października 2013

GLOSSYBOX by Kasia Tusk

Witam serdecznie,

Strasznie czekałam na ten weekend...w końcu chwila wytchnienia:-) Wraz z rozpoczęciem roku akademickiego mój czas skurczył się bardzo. Dodatkowo zapisałam się na kurs angielskiego i dwa razy w tygodniu wracam do domu przed 22...
A skoro weekend to nareszcie chwila dla siebie. Od jakiegoś czasu kompletuję na nowo swoją kosmetyczkę. W końcu dobrałam idealny krem do mojej twarzy, szampon, który po trzech myciach spowodował, że moje włosy przestały wypadać, a także podkład, który nareszcie jest taki jak powinien. Jeżeli chcecie to oczywiście podzielę się z Wami moimi odkryciami, ale dziś chciałam pokazać październikową edycję GLOSSYBOX, do którego kosmetyki wybrała Kasia Tusk. 


Wiele razy zastanawiałam się, czy skusić się na zamówienie pudełka, ale jakoś nie miałam przekonania do tej formy. Wiele próbek nadal u mnie leży i są niewykorzystane. Teraz jednak postanowiłam zaryzykować i z niecierpliwością oczekiwałam na przesyłkę. 


Cieszę, że wszystkie produkty są w przyzwoitej wielkości, a dwa nawet pełnowymiarowe. 
Tak przedstawia się zawartość:


Najbardziej ucieszyły mnie dwa peelingi, w tym jeden do twarzy Love me green i drugi do ciała Pat&Rub. Ten pierwszy jest pełnowymiarowy, już sprawdziłam i wydaje się naprawdę świetny, a do tego ekologiczny. Drugi to owocowy raj, choć miałam problem z jego rozprowadzeniem. Zdecydowanie wolę ten, który robię sama czyli kawowy. Płyn micelarny Bioderma używam już od dłuższego czasu i nawet chciałam napisać o nim jako o moim odkryciu. Jest świetny! Posiadam w domu jednak jeszcze dwa opakowania, wiec jego obecność tutaj średnio mnie zadowoliła. Z drugiej strony jednak małe opakowanie przyda się podczas podróży. Lakierów do włosów nie używam, pewnie dam mamie, lakier do paznokci Golden Rose, myślę, że warto wypróbować, choć kolor średnio mi odpowiada, ale chętnie wypróbuję balsam brązujący. Jest też voucher na kwotę 50 zł do wykorzystania w sklepie Love me green:-)

Podsumowując, myślę, że warto było zaryzykować i zamówić pudełko. Nie wiem czy skuszę się na kolejne edycje, bo nie jestem osobą, która potrzebuje i lubi mieć pełno kosmetyków. A czy któraś z Was się skusiła?

Miłego weekendu! 
Ola

niedziela, 13 października 2013

Moje odkrycia

Witajcie,

Postanowiłam, że raz na jakiś czas będę zamieszczać notki z moimi odkryciami w wszelakich dziedzinach. To rzeczy, które sprawdziłam na samej sobie i myślę, że są warte polecenia. Od razu uprzedzam,że nie są to żadne reklamy, a jedynie moje subiektywne wybory:-) 

Numer jeden w tym miesiącu to olej z kokosa,którym jestem zachwycona. Ja stosuję go jako balsam do ciała i sprawdza się świetnie. Nareszcie nie swędzą mnie łydki, co było moim problemem od dawna. Żaden drogeryjny balsam nie radził sobie w tym problemem. Do tego wszystkiego skóra pachnie nieziemsko. Olej z kokosa ma zastosowanie w kosmetyce i medycynie. Lista jego właściwości jest ogromna. Możecie zastąpić nim zarówno masło do smarowania pieczywa, ale i maseczkę do włosów. Jest zdecydowanie najzdrowszym olejem.
Możecie poczytać o wszystkim między innymi na stronach.


http://www.zdrowylink.pl/gotowanie/zdrowa-zywnosc/olej-kokosowy/zdrowie-z-palmy

http://www.planetazdrowie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=230&Itemid=264



Drugie moje odkrycie to w pewnym sensie powrót do czasów dzieciństwa. Jak wiecie intensywnie się odchudzam, a newralgicznym miejscem jest brzuch i jego bliskie okolice:-) Ćwiczę brzuszki, ale to zdecydowanie za mało. Po zasięgnięciu opinii w internecie zdecydowałam się na zakup hula- hop. Wybór padł na koło z wypustkami, które mają działanie masujące. Kręcę praktycznie codziennie około pół godziny, 15 minut w jedną i 15 minut w drugą stronę. Podobno cm znikają w momencie. Potwierdzam, po miesiącu kręcenia mój wynik to 4 cm w talii i 2 cm w biodrach mniej:-) 

Na początku można się niestety zrazić, bo wypustki robią ogromne i bolesne siniaki. Po jakimś czasie znikają, a kręcenie staje się bezbolesne:-) Zamiast bezmyślne gapić się telewizor, można w tym czasie ćwiczyć. Koszt to około 35 zł - 40 zł. Polecam!










p.s. znowu nie jestem zadowolona z jakości zdjęć, chyba pora zmienić aparat:-( 

Miłej niedzieli!
Pozdrawiam Was serdecznie!

czwartek, 3 października 2013

Październikowe dzień dobry:-)

Dzień dobry!

Po kilkudniowej awarii internetu ( nie widziałam, że to tak boli:-) już jestem i choć zaraz zmykam do pracy, to w pamięci mam wtorkowy wolny dzień i mój miły poranek:-)

Pyszna kawa, ciepły koc i po postu cisza:-)



Blog przeszedł małe zmiany kosmetyczne, zmieniłam czcionki, kolory, zniknęły zdjęcia na pasku bocznym. Ma być spokojnie i "czyściej". Cały czas szukam pomysłu na banerek. Może mi coś podpowiecie?

niedziela, 29 września 2013

Bieganie jesienią

Witajcie,

Przede wszystkim chciałabym podziękować wszystkim za tak ciepłe i miłe przyjęcie zmian, które planuję wprowadzić na swoim blogu! Cieszę się, że mam tylu Czytelników, którzy lubią Moje miejsce na ziemi:-) Dodajecie mi skrzydeł i dzięki Wam wszystkie wątpliwości zostały rozwiane:-)

Ten post miał ukazać się wcześniej, ale poległam chorobowo i cały tydzień walczę z przeziębieniem:-( Ale już jestem  i zaczynamy od sportu, bo jak już wspominałam zajmuje on sporą cześć mojego czasu, a przede wszystkim dlatego, że pokochałam bieganie i dziś wracamy do tematu o którym pisałam tu. Wtedy zaczynałam bieganie i dopiero realizowałam plan dla początkujących. Teraz plan jest już dawno zrealizowany, a ja biegam nadal:-) Wiem też, że udało mi się zmotywować wiele osób:-)

Ponieważ jest już jesień, a zbliża się zima, istnieje duże ryzyko, że wiele osób, które zaczęły biegać wiosną lub latem, teraz zaprzestaną. Ale ja myślę sobie, że wystarczy odpowiedni strój, a bieganie będzie równie przyjemne i dziś taki mały przegląd.


Podstawą są niezaprzeczalnie buty. Od nich zależy komfort naszych treningów. Lekkie, przewiewne obuwie jest bardzo ważne! Polecam Wam zakup butów przeznaczonych właśnie do biegania.

Początkowo biegałam w zwykłej koszulce i getrach. Kiedy przyszło lato, a wraz z nim upały, taki strój nie zdawał swojego egzaminu. Kupiłam więc termoaktywne spodenki i koszulkę i naprawdę poczułam wielką różnicę.Teraz jest już jednak za zimno na taki strój, dlatego zaopatrzyłam się w getry i odpowiednią bluzę. Wszystkie ubrania, które posiadam są z Lidla. Od czasu do czasu pojawiają się u nich biegowe kolekcje, a za naprawdę dobre ceny można nabyć świetne ubranie biegowe.


Ostatnio kupiłam też kurtkę - wiatrówkę, choć jeszcze jest mi w niej za ciepło, to na zimniejsze dni będzie idealna. Poniżej moje propozycje biegowych strojów.



Chciałabym opowiedzieć Wam  jeszcze o technice biegowej, którą ostatnio stosuję i o innych aktywnościach sportowych, ale zostawiam to na następny post:-) Pokażę Wam  także moje domowe przyrządy sportowe, a szczególnie jedną rzecz, która potrafi zdziałać cuda:-)

Pozdrawiam i mam nadzieję, że i tym tym razem uda mi się kogoś zachęcić do biegania:-)

czwartek, 19 września 2013

Trudne decyzje

Drodzy Czytelnicy,

Myślę, że w życiu każdego blogera przychodzi taki moment, że odczuwa zniechęcenie swoim blogiem i ja  właśnie odczuwam taki stan. Kiedyś, gdy siadałam z poranną kawą do komputera, pierwsze co robiłam, to zaglądałam na moje ulubione blogi, patrzyłam czy ktoś napisał komentarz u mnie, a nowe posty u moich ulubionych blogerek oglądałam z wypiekami na twarzy. Coś się jednak zmieniło i sama nie wiem dlaczego. Nie chodzi przecież o to, żeby zmuszać się do pisania postów, bo posty pisane na siłę to zdecydowanie coś nie dla mnie. Pamiętam zresztą jak jeszcze jakiś czas temu pisanie każdego posta sprawiało mi wielką frajdę i przyjemność, a fotografowanie mieszkania było ulubionym zajęciem. Przestawiałam, dekorowałam, a potem wszystko to pokazywałam Wam:-) Teraz jednak, chociaż np. w kuchni poczyniłam zmiany, nie mogę się zmobilizować, aby ją sfotografować i pokazać. To bardzo irytujące samopoczucie i jestem  zła sama  na siebie. Prawdą jest też fakt, że przystopowałam z dekorowaniem mieszkania, a nagle nowa kurtka czy torebka cieszy mnie teraz bardziej niż np. nowa filiżanka. Wyjścia są dwa: albo zamykam blog, albo zmieniam jego charakter. Bo przecież ja się zmieniłam. To zresztą często czytelnicy zarzucają blogerom, że ich blog się zmienia, że nie jest taki jak dawniej, ale przecież nikt z nas nie stoi w miejscu! Ja też się zmieniłam. Dlatego aby być uczciwą wobec Was i nie pisać postów na siłę, postanowiłam zmienić nieco charakter bloga. Kompletnie nie wiem jak to przyjmiecie  i zastanawiam się czy nadal miłośnicy blogów wnętrzarskich będą do mnie zaglądać? 

Jak wspomniałam zmieniłam się...podjęłam wymarzone studia, schudłam, zmieniłam tryb życia, pokochałam sport, ba zmieniłam nawet styl ubierania!A do tego nowa praca:-)  Również i moje mieszkanie się zmieniło. Uspokoiłam się z kolorami, jest bardziej pastelowo i przestrzennie. Przygniotła mnie ilość posiadanych drobiazgów, do tego stopnia, że wiele z nich sprzedałam lub podarowałam innym. Zaczęłam inwestować w samą siebie i naprawdę mi z tym dobrze:-) Dlatego pomyślałam sobie, że z bloga typowo wnętrzarskiego mój blog stanie się bardziej "lifestylowy". Nie przepadam za tym słowem, ale on chyba najbardziej oddaje to o czym chcę pisać. Będzie więc o tym co mi w duszy gra, czyli o sporcie, kosmetykach, ubraniach(!), stylu życia, zdrowym odżywianiu, ale będzie też wnętrzarsko. Kuchnia będzie na pewno:-)  Zmieni się też trochę szata graficzna bloga i banerek, ale muszę na te zmiany znaleźć czas, bo na razie nowa praca bardzo mnie absorbuje. Mam nadzieję, że znajdę w Was zrozumienie, że to, za co lubicie mój blog  i często piszecie mi o tym w mailach czy komentarzach, odnajdziecie również w nowym Moim miejscu na ziemi.
Myślę też, że posty będą pojawiać się częściej, ale będą bardziej zapisem mojej codzienności. Wiem,że wiele ryzykuje, być może to początek końca Mojego miejsca na Ziemi. Może tak ma być...Zobaczymy...

Póki co zapraszam Was do  moich dwóch nowych miejsc w sieci. 

Pierwsze to Instagram, który mam dopiero od kilku dni, ale bardzo mi się podoba:-)


oraz Pinterest, który uwielbiam za to, że nie muszę w końcu zapisywać w folderach setek zdjęć z inspiracjami. 


Dlatego Drodzy Czytelnicy, mam nadzieję, że przyjmiecie te zmiany pozytywnie, a ja będę miała nową energię do blogowania, bo jakby nie było, żyję w tym blogowym świecie już parę lat i myślę, że moja codzienność bez Was i bloga byłaby zbyt szara...

piątek, 6 września 2013

A w sypialni...

Pamiętacie jak wspominałam Wam, że mam wielką ochotę pozbyć się mojej lawendowej sypialni? I udało się! Ostatnio coraz bliżej mi do prostych form, jasnych, spokojnych kolorów i naprawdę subtelnych dodatków. A lawenda i wszystkie dodatki z nią związane zmęczyły mnie bardzo! Dzięki mojemu kochanemu Mężowi (powiedział, że przemaluje pokój, jeśli wspomnę o tym publicznie na blogu:-)) cieszę się nową sypialną. I choć w sumie zmiana nie jest duża, to jednak dla mnie ogromna. ( Nie jestem zadowolona dziś z jakości zdjęć, coś mój aparat ma się coraz gorzej:-(


Pomalutku gromadzę dodatki, ale nie szaleję. Beżowe poduchy, ewentualnie nowy pled i pojemniki do których mam słabość. Wraz z nadejściem jesieni dojdą delikatne brązy.


Szklany pojemnik na biżuterię to piękny prezent od Marty z bloga oh my home:-) A tacę kupiłam w Tendom.pl




Poszukuję jeszcze ładnego pojemnika na biżuterię. 


Pilnie potrzebna jest także roleta i nowe donice.


A w następnym poście pokażę Wam zmiany kuchenne:-)