Ten marcowy, ciepły weekend to była chyba nagroda za przedłużającą się zimę i chociaż jestem jej największą fanką, to jednak gdzieś tam skrycie i ja marzę już o ciepłych wieczorach, zielonej trawie,promieniach słońca, a przede wszystkim o nieubieraniu moich dzieci w kurtki, kombinezony bo zanim wszyscy jesteśmy gotowi do wyjścia, to ja już mam zazwyczaj dosyć...
Dlatego kiedy pan od prognozy zapowiadał uparcie ponad 15 stopni, wiedziałam, że musimy to wykorzystać i gdzieś w końcu pojechać. Pomysłów było kilka i jeszcze podczas śniadania wahaliśmy się nad ostatecznym kierunkiem. W końcu padło na Toruń. To miasto podczas naszej poprzedniej wizyty zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Pomyślałam, że to idealne miejsce do studiowania i mieszkania. Atmosfera, architektura, historia i oczywiście słynne lody od Lenkiewicza poprawione toruńskim piernikiem to mieszanka dla mnie wymarzona. Dlatego zapakowaliśmy dwójkę maluchów, dwa wózki i pojechaliśmy.
Z dziećmi to jednak już trochę inne zwiedzanie, bo w zasadzie takiego nie było. Po prostu spacerowaliśmy, siedzieliśmy na ławkach w słońcu, robiliśmy przerwy na karmienie Adasia, a kiedy dzieci spały po prostu spacerowaliśmy i chłonęliśmy atmosferę, która ponownie mnie urzekła!
I już przebieramy nogami na następne wyjazdy, kilka takich krótkich wycieczek mamy już zaplanowane, ale w maju czeka nas pierwszy, dłuższy wyjazd w czwórkę:-)