poniedziałek, 5 lutego 2018

Kolacja na śniadanie

Hmm...kilka postów - kopii roboczych czeka w kolejce już od dawna. Miałam napisać o ulubionych książkach, o nowej rzeczywistości w czwórkę, ale czas mijał, a mnie codzienność chyba przytłoczyła. Każdy dzień taki sam, jak to mówi moja ciocia, chyba trzeba kolację zjeść na śniadanie, żeby coś w tej rutynie odmienić. Ale przyszedł taki moment, kiedy chyba udało nam się złapać jakiś rytm, zorganizować się i bardzo polubić zwykłą codzienność. 

Ach jak przyjemnie jest spędzać zimę w domu, kiedy nie marznę czekając codziennie na pociąg, nie wychodzę z domu jak jest ciemno i wracam też po ciemku, za to piję ciepłą kawę w wygodnym ubraniu na kanapie, jem spokojne śniadanie, spaceruję zimowym lasem z psem, kupuję pączki w okolicznej piekarni (!) i w końcu nigdzie się nie spieszę. A zima trwa w najlepsze, chociaż ku mojemu rozczarowaniu brakuje śniegu i prawdziwego mrozu. Te kilka śnieżnych dni kompletnie nie zaspokoiło mojej tęsknoty za białą zimą. I jak nigdy w styczniu pojawiała się myśl o wiośnie i słońcu...






Trochę zimy...długie spacery z Cerberem. 


Zimowy poranek w dniu drugich urodzin Alusi



Nie pogniewałabym się na jeszcze trochę prawdziwej zimy, żeby potem z radością oczekiwać wiosny!