niedziela, 29 września 2013

Bieganie jesienią

Witajcie,

Przede wszystkim chciałabym podziękować wszystkim za tak ciepłe i miłe przyjęcie zmian, które planuję wprowadzić na swoim blogu! Cieszę się, że mam tylu Czytelników, którzy lubią Moje miejsce na ziemi:-) Dodajecie mi skrzydeł i dzięki Wam wszystkie wątpliwości zostały rozwiane:-)

Ten post miał ukazać się wcześniej, ale poległam chorobowo i cały tydzień walczę z przeziębieniem:-( Ale już jestem  i zaczynamy od sportu, bo jak już wspominałam zajmuje on sporą cześć mojego czasu, a przede wszystkim dlatego, że pokochałam bieganie i dziś wracamy do tematu o którym pisałam tu. Wtedy zaczynałam bieganie i dopiero realizowałam plan dla początkujących. Teraz plan jest już dawno zrealizowany, a ja biegam nadal:-) Wiem też, że udało mi się zmotywować wiele osób:-)

Ponieważ jest już jesień, a zbliża się zima, istnieje duże ryzyko, że wiele osób, które zaczęły biegać wiosną lub latem, teraz zaprzestaną. Ale ja myślę sobie, że wystarczy odpowiedni strój, a bieganie będzie równie przyjemne i dziś taki mały przegląd.


Podstawą są niezaprzeczalnie buty. Od nich zależy komfort naszych treningów. Lekkie, przewiewne obuwie jest bardzo ważne! Polecam Wam zakup butów przeznaczonych właśnie do biegania.

Początkowo biegałam w zwykłej koszulce i getrach. Kiedy przyszło lato, a wraz z nim upały, taki strój nie zdawał swojego egzaminu. Kupiłam więc termoaktywne spodenki i koszulkę i naprawdę poczułam wielką różnicę.Teraz jest już jednak za zimno na taki strój, dlatego zaopatrzyłam się w getry i odpowiednią bluzę. Wszystkie ubrania, które posiadam są z Lidla. Od czasu do czasu pojawiają się u nich biegowe kolekcje, a za naprawdę dobre ceny można nabyć świetne ubranie biegowe.


Ostatnio kupiłam też kurtkę - wiatrówkę, choć jeszcze jest mi w niej za ciepło, to na zimniejsze dni będzie idealna. Poniżej moje propozycje biegowych strojów.



Chciałabym opowiedzieć Wam  jeszcze o technice biegowej, którą ostatnio stosuję i o innych aktywnościach sportowych, ale zostawiam to na następny post:-) Pokażę Wam  także moje domowe przyrządy sportowe, a szczególnie jedną rzecz, która potrafi zdziałać cuda:-)

Pozdrawiam i mam nadzieję, że i tym tym razem uda mi się kogoś zachęcić do biegania:-)

czwartek, 19 września 2013

Trudne decyzje

Drodzy Czytelnicy,

Myślę, że w życiu każdego blogera przychodzi taki moment, że odczuwa zniechęcenie swoim blogiem i ja  właśnie odczuwam taki stan. Kiedyś, gdy siadałam z poranną kawą do komputera, pierwsze co robiłam, to zaglądałam na moje ulubione blogi, patrzyłam czy ktoś napisał komentarz u mnie, a nowe posty u moich ulubionych blogerek oglądałam z wypiekami na twarzy. Coś się jednak zmieniło i sama nie wiem dlaczego. Nie chodzi przecież o to, żeby zmuszać się do pisania postów, bo posty pisane na siłę to zdecydowanie coś nie dla mnie. Pamiętam zresztą jak jeszcze jakiś czas temu pisanie każdego posta sprawiało mi wielką frajdę i przyjemność, a fotografowanie mieszkania było ulubionym zajęciem. Przestawiałam, dekorowałam, a potem wszystko to pokazywałam Wam:-) Teraz jednak, chociaż np. w kuchni poczyniłam zmiany, nie mogę się zmobilizować, aby ją sfotografować i pokazać. To bardzo irytujące samopoczucie i jestem  zła sama  na siebie. Prawdą jest też fakt, że przystopowałam z dekorowaniem mieszkania, a nagle nowa kurtka czy torebka cieszy mnie teraz bardziej niż np. nowa filiżanka. Wyjścia są dwa: albo zamykam blog, albo zmieniam jego charakter. Bo przecież ja się zmieniłam. To zresztą często czytelnicy zarzucają blogerom, że ich blog się zmienia, że nie jest taki jak dawniej, ale przecież nikt z nas nie stoi w miejscu! Ja też się zmieniłam. Dlatego aby być uczciwą wobec Was i nie pisać postów na siłę, postanowiłam zmienić nieco charakter bloga. Kompletnie nie wiem jak to przyjmiecie  i zastanawiam się czy nadal miłośnicy blogów wnętrzarskich będą do mnie zaglądać? 

Jak wspomniałam zmieniłam się...podjęłam wymarzone studia, schudłam, zmieniłam tryb życia, pokochałam sport, ba zmieniłam nawet styl ubierania!A do tego nowa praca:-)  Również i moje mieszkanie się zmieniło. Uspokoiłam się z kolorami, jest bardziej pastelowo i przestrzennie. Przygniotła mnie ilość posiadanych drobiazgów, do tego stopnia, że wiele z nich sprzedałam lub podarowałam innym. Zaczęłam inwestować w samą siebie i naprawdę mi z tym dobrze:-) Dlatego pomyślałam sobie, że z bloga typowo wnętrzarskiego mój blog stanie się bardziej "lifestylowy". Nie przepadam za tym słowem, ale on chyba najbardziej oddaje to o czym chcę pisać. Będzie więc o tym co mi w duszy gra, czyli o sporcie, kosmetykach, ubraniach(!), stylu życia, zdrowym odżywianiu, ale będzie też wnętrzarsko. Kuchnia będzie na pewno:-)  Zmieni się też trochę szata graficzna bloga i banerek, ale muszę na te zmiany znaleźć czas, bo na razie nowa praca bardzo mnie absorbuje. Mam nadzieję, że znajdę w Was zrozumienie, że to, za co lubicie mój blog  i często piszecie mi o tym w mailach czy komentarzach, odnajdziecie również w nowym Moim miejscu na ziemi.
Myślę też, że posty będą pojawiać się częściej, ale będą bardziej zapisem mojej codzienności. Wiem,że wiele ryzykuje, być może to początek końca Mojego miejsca na Ziemi. Może tak ma być...Zobaczymy...

Póki co zapraszam Was do  moich dwóch nowych miejsc w sieci. 

Pierwsze to Instagram, który mam dopiero od kilku dni, ale bardzo mi się podoba:-)


oraz Pinterest, który uwielbiam za to, że nie muszę w końcu zapisywać w folderach setek zdjęć z inspiracjami. 


Dlatego Drodzy Czytelnicy, mam nadzieję, że przyjmiecie te zmiany pozytywnie, a ja będę miała nową energię do blogowania, bo jakby nie było, żyję w tym blogowym świecie już parę lat i myślę, że moja codzienność bez Was i bloga byłaby zbyt szara...

piątek, 6 września 2013

A w sypialni...

Pamiętacie jak wspominałam Wam, że mam wielką ochotę pozbyć się mojej lawendowej sypialni? I udało się! Ostatnio coraz bliżej mi do prostych form, jasnych, spokojnych kolorów i naprawdę subtelnych dodatków. A lawenda i wszystkie dodatki z nią związane zmęczyły mnie bardzo! Dzięki mojemu kochanemu Mężowi (powiedział, że przemaluje pokój, jeśli wspomnę o tym publicznie na blogu:-)) cieszę się nową sypialną. I choć w sumie zmiana nie jest duża, to jednak dla mnie ogromna. ( Nie jestem zadowolona dziś z jakości zdjęć, coś mój aparat ma się coraz gorzej:-(


Pomalutku gromadzę dodatki, ale nie szaleję. Beżowe poduchy, ewentualnie nowy pled i pojemniki do których mam słabość. Wraz z nadejściem jesieni dojdą delikatne brązy.


Szklany pojemnik na biżuterię to piękny prezent od Marty z bloga oh my home:-) A tacę kupiłam w Tendom.pl




Poszukuję jeszcze ładnego pojemnika na biżuterię. 


Pilnie potrzebna jest także roleta i nowe donice.


A w następnym poście pokażę Wam zmiany kuchenne:-) 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Bo "Życie jest podróżą"...

Kiedy opuszczaliśmy Hvar, dzień dopiero się zaczynał...


przed nami była długa droga, aż na północ Chorwacji, na półwysep Istria. Początkowo nasz urlop miał ograniczyć się do pobytu na wyspie, a następnie weekend w Pradze. Na nasze szczęście (!) znaleźliśmy nocleg tylko na 7 dni. Zastanawialiśmy się czy szukamy dalej, czy wracamy wcześniej do domu. Odpowiedź przyszła wraz z lekturą książki Mimi i Sebastaina - "Życie jest podróżą". Najpierw przeczytałam ja, potem Artur i decyzja zapadła. Jedziemy na Istrię, a przewodnikiem uczynimy wspomnianą książkę. 
 Nasza trasa wyglądała następująco: Hvar- Split - Grožnjan - Piran- Triest - Praga. Po drodze udało nam się  przejechać przez zaspany jeszcze Wiedeń i nacieszyć nim oczy:-). Zresztą sam Wiedeń to jedno z moich ukochanych miast, mogłabym tam zamieszkać od razu:-) 

Istria zachwyciła mnie od pierwszych chwil. Po kamienistym południu Chorwacji i stromych zboczach, tutaj spotkamy łagodny, zielony krajobraz. W niezwykle miłej dla oka atmosferze dojechaliśmy na szczyt, gdzie leży miasteczko Grožnjan. To naprawdę inny świat. Senne, spokojne miasteczko, z małą ilością turystów. Wszędzie wąskie uliczki, galerie artystyczne i oczywiście trufle, które zakupiliśmy. Mimi pisze"Panuje tu specyficzny spokój, który szybko nam się udziela" i coś w tym jest!
 



Centralnym punktem jest plac, przy którym stoi kościół. Tuż obok znajduje się kawiarnia, o której pisze Mimi, że to jeden z najpiękniejszych ogródków w jakich była. Nie sposób się nie zgodzić. 



Skąpane w zachodzącym słońcu proste stoliki i krzesła, mnóstwo zieleni, a przede wszystkim widok, który mnie od razu kojarzył się z Toskanią. Można pić kawę i siedzieć tam cały dzień...


To zdecydowanie najjaśniejszy punkt naszej wyprawy...już dawno nie widziałam tak magicznego miejsca...i też słyszeliśmy muzykę...


Bardzo nie chciałam stamtąd wyjeżdżać, jednak czas gonił. Spaliśmy zaraz obok, w Buje, którego niestety nie mam żadnych zdjęć, ale miało ono bardzo włoski klimat...
A już następnego dnia, Słowenia przywitała nas deszczem...



Trochę utrudniło nam to zwiedzanie, ale można się zakochać!




Miło było chodzić uliczkami Piranu i rozpoznawać budynki ze zdjęć Mimi.


 Niestety deszcz zaczął padać coraz mocniej, dlatego wypiliśmy kawę i udaliśmy się  w drogę...


Następny na liście był Triest. To niesamowite, że wystarczy przejechać 30 km, przekroczyć granicę i znaleźć się w zupełnie innym miejscu. Triest mimo że to nadmorskie miasto, zupełnie różni się od Piranu czy chorwackich miasteczek. Widać, że jesteśmy już we Włoszech. Przede wszystkim mężczyźni zachwycają elegancją! Widziałam mnóstwo starszych ludzi, elegancko ubranych pijących kawę w kawiarniach. U nas taki widok to rzadkość:-( To miasto tętni życiem, kawiarnie są wypełnione i myślę, że większość to mieszkańcy, nie turyści.
Ponieważ była już pora obiadu nasze kroki od razu skierowały się w stronę:


Mimi nazywa to miejsce swoim odkryciem kulinarnym. Potwierdzam, było pysznie! Spokojne wnętrze, klimatyczna muzyka i dobre jedzenie! Kiedy pokazaliśmy kelnerowi w jaki sposób do nich trafiliśmy zaczęło się istne szaleństwo: kelner aż dostał ciarek...biegał z książką po całym lokalu, pokazując innym pracownikom i szefowej i gościom, robił zdjęcia:


Przed samym wyjazdem wstąpiliśmy jeszcze do innej kawiarni na herbatę, gdzie spotkaliśmy właścicielkę Zoe Food i jak się potem okazało projektantkę wnętrza, która praktycznie się popłakała jak zobaczyła zdjęcia w książce. Pochodzi z Gwatemali, a na jednym ze zdjęć z Przewodniku jest jej mąż- Pakistańczyk. 
To były bardzo wzruszające chwile...
Oczywiście byliśmy w sklepie z kuchennymi przydasiami, który Mimi opisuje. Oprócz nas już prawie nikt się nie mieścił, a ilość zgromadzonych rzeczy przeraża...

Potem była jeszcze kawa w Cafe Malabar:

i spacer po Trieście...i ostatnia herbatka...


bo przed nami 800 km drogi, aż do samej Pragi.

Nie mam niestety za dużo zdjęć samej Pragi, bo ilość turystów zdecydowanie to utrudniła. Tylu nie widziałam nawet w Rzymie czy Paryżu! Przy słynnej Złotej Uliczce nie dało się zrobić żadnego...bo wszędzie turyści. Zazwyczaj Japończycy, którzy teraz już nie robią zdjęć małymi aparatami, ale tabletami i zasłaniają widok. Kiedy popatrzyłam, to robią oni zdjęcia wszystkiemu z każdej możliwej perspektywy. Ja nawet nie wyciągnęłam aparatu w wielu miejscach...Poniżej przykład ilustrujący ilość osób.


Udało nam się jednak wybrać późnym wieczorem na Małą Stranę i Hradczany. Ulice były puste, trafiliśmy do świetnego pubu i taka Praga nas oczarowała.

Wspomniany pub - polecam! 
 



Praga była na liście moich marzeń od kilku lat. Bardzo żałuję, że nie dane było mi jej naprawdę posmakować. Na szczęście poruszaliśmy się głównie pieszo, a do hotelu dojeżdżaliśmy tramwajem i dzięki temu zobaczyliśmy wiele ciekawych uliczek oddalonych od głównych atrakcji turystycznych. Wyjechaliśmy z pewnym niedosytem, ale mój mąż powiedział "Wrócimy tu i to szybciej niż myślisz" Trzymam go za słowo! Mam już pomysł na zwiedzanie, śladami czeskich pisarzy i poetów.
Za nami wspaniałe wakacje! Dziękuję Mimi, że dzięki niej trafiłam w tyle niezwykłych miejsc, przede wszystkim za Grožnjan.

Mam nadzieję, że ktoś wytrwał do końca:-) ?

Moi Drodzy, a ja wraz z następnym postem wracam do tematów wnętrzarskich. Pokażę odmienioną kuchnię i sypialnię:-) A potem będzie też troszkę sportowo:-)

Pozdrawiam, Ola

czwartek, 22 sierpnia 2013

Lato 2013

Witajcie po dłuższej przerwie!

Uff..nareszcie udało mi się na spokojnie usiąść do komputera i przejrzeć nasze wakacyjne zdjęcia. Ostatni miesiąc upłynął pod znakiem podróży. Przejechaliśmy kilka tysięcy kilometrów i  zobaczyliśmy mnóstwo pięknych miejsce. Mnie udało się nabrać nowej energii, w głowie aż roi się od pomysłów i planów:-)

Piękny urlop za nami, po pracowitym lipcu, sierpień zaczął się bardzo przyjemnie. Kolejny raz za cel naszej wakacyjnej podróży wybraliśmy Chorwację, ale tym razem malutką wieś na wyspie Hvar. Po mrożącej krew żyłach podróży, kiedy już znaleźliśmy się na miejscu, pierwsze co zrobiłam to rozpłakałam się...Na szczęście kolejne dni wypełnione były już tylko uśmiechem, beztroską, słońcem i przede wszystkim lekturą:-) 


Ten widok z balkonu zrekompensował wszelkie niedogodności związane z podróżą. Śniadania na balkonie były największą przyjemnością.

Hvar to wyspa słynąca przede wszystkim z winorośli, oliwy i lawendy. Wszystko to było na wyciągniecie ręki. Nawet nasz gospodarz robił własne wino, któremu nie mogliśmy się oprzeć, tym bardziej, że wystarczyło zejść po nie tylko piętro niżej:-) 

 


W takiej właśnie atmosferze minęło pierwsze 7 dni naszego urlopu, a następne były już bardzo intensywne, bowiem cały czas zwiedziliśmy, a na deser została nam Praga, o której marzyłam już kilka lat. Ale o tym w następnym poście. Na zachętę powiem tylko, że naszym przewodnikiem był najnowszy Subiektywny Przewodnik  Mimi i Sebastiana - Życie jest podróżą. 

Czy poznajecie budynek w tle? 


                               Nasze lato upływa w bardzo sielskiej atmosferze.

Jest wylegiwanie się cały dzień na huśtawce:


Jeżdżenie boso na rowerze po własnym podwórku:

Picie kawy w ogrodzie:


Pyszne jedzenie:


Po prostu wakacje!


Które jednak już się kończą, a ja szczęśliwie wracam do pracy, która będzie całkiem nowym wyzwaniem dla mnie i na którą bardzo się cieszę!:-))Jak wspomniałam wracam z nową energią, mam nadzieję, że przełoży się to także na blogowanie:-) Pewnie już wszystkich zaległości nie uda mi się nadrobić, ale postaram się odwiedzać Was regularnie.

Pozdrawiam!Ola